🥳 Final Gry O Tron Opinie

HBO. Powstaje sequel „Gry o tron”. Głównym bohaterem Jon Snow. Daniel Łojko. 17 czerwca 2022. Obserwuj nas na instagramie: @rytmypl. Jak donosi The Hollywood Reporter, HBO tworzy sequel-spin-off Gry o tron. Głównym bohaterem będzie Jon Snow, do którego roli powróci Kit Harrington. Co obejrzeć zamiast „Gry o tron”? 20 kwietnia 2019 12:00 | Aktualizacja 12 stycznia 2031 23:36. 5 min czytania. Paulina Januszewska. Wikingowie serial. Nadchodzące tygodnie w świecie Recenzje i opinie o książce. Redakcja BiblioNETki poleca! „Gra o tron” to pierwszy tom cyklu „Pieśń lodu i ognia” autorstwa Georga R.R. Martina. Książka należy do gatunku fantasy, jednak świat w niej przedstawiony jest bardzo specyficzny. Także styl znacznie różni się znanego nam z innych lektur. 13:02:54Emocje po finałowym odcinku Gry o Tron (i całym sezonie) zdążyły nieco opaść. Pewne rzeczy sobie przemyślałam, poczytałam recenzje i posłuchałam wywiadów z aktorami. Na pierwszy rzut oka obsada broni twórców mówiąc, że to było coś wielkiego. Między wierszami można jednak wyczytać zawód. Szósty sezon Gry o tron był bezprecedensowy, bo po raz pierwszy serial wyprzedził fabularnie powstającą w bólach serię książek, której jest adaptacją. Jak wątki poprowadzi autor oczywiście dopiero się dowiemy - Martin może przecież pójść w innym kierunku niż stacja HBO - ale można rozsądnie założyć, że główna oś Siódmy, ostatni odcinek 7. sezonu 'Gry o tron' budzi olbrzymie emocje. Rozmawiamy z Johnem Bradleyem, serialowym Samwellem Tarlym. Jaką rolę odegra w finale? Kingdom Come: Deliverance to oparta na fabule i osadzona w otwartym świecie gra RPG, która pozwoli ci przeżyć niesamowitą przygodę rozgrywającą się w Świętym Cesarstwie Rzymskim. WPROWADZENIE. Śmierć ukochanego cesarza Karola IV Luksemburskiego pogrążyła królestwo w mroku – wojna, korupcja i niezgoda rozdzierają ten kraj. GRA O TRON - GEORGE R. R. MARTIN • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 14263704339 Serial „Gra o tron” („Game of Thrones”), którego premiera miała miejsce w 2011 roku, jest ekranizacją bestsellerowej sagi George’a R.R. Martina „Pieśni lodu i ognia”. Produkcja, mimo wielu kontrowersji związanych z ukazywaną przemocą i nagością, zyskała uznanie widzów i krytyków na całym świecie. Mają praktycznie nieograniczoną ilość zastosowań - sprawdzają się jako realistyczne żetony w takich grach, jak Szeryf z Nottingham, Gra o Tron czy Wiek Złodziei. Są też klimatycznym dodatkiem do sesji RPG oraz nieodzownym elementem LARPów! To najwyższej jakości monety. Opis. "Korona królów" to pierwszy serial Telewizji Polskiej poświęcony średniowiecznej historii Polski. Akcja nowej telenoweli historycznej produkowanej przez TVP rozpoczyna się w 1333 roku. Umiera król Władysław Łokietek zmęczony walką o zjednoczenie podzielonej na dzielnice Polski. Na tronie zasiada jego jedyny żyjący syn Serial HBO 'Gra o tron' słynie z brutalności. Bohaterowie, nawet ci ważni, tracą życie w krwawy sposób. W sumie podczas siedmiu sezonów serialu zamordowano ponad 50 rozpoznawalnych postaci. GncnX9. Ostatni odcinek serialu "Gra o tron" został wyemitowany w Polsce 20 maja o w nocy. Po finale hitowej produkcji, fani serii zastawiają się, czy George Martin, autor cyklu, na podstawie którego oparty został serial, w ten sam sposób zakończy swoje powieści, nad którymi obecnie pracuje. We wpisie na swoim blogu podkreślił, że nie może uwierzyć, że to już koniec produkcji HBO oraz częściowo odniósł się do wątpliwości fanów. „Czy naprawdę upłynęło ponad dziesięć lat, od kiedy mój menadżer Vince Gerardis zorganizował spotkanie w Los Angeles, a ja po raz pierwszy usiadłem z Davidem Benioffem i DB Weissem na lunch, który przeciągnął się na długo po obiedzie?” – napisał Martin o początkach współpracy z HBO i twórcami serialu. „Zapytałem ich wtedy, czy wiedzą, kim jest matka Jona Snowa. Całe szczęście, wiedzieli” – podkreślił. Jak przyznał pisarz, nie miał wówczas pojęcia, że serial na podstawie jego powieści „stanie się najbardziej udanym show w historii HBO, wygra rekordową liczbę nagród Emmy i stanie się najpopularniejszym i najczęściej nielegalnie ściąganym serialem na świecie”. „Delikatnie to ujmując, to była szalona jazda” – zaznaczył. Martin potwierdził także oficjalnie, że nie jest to koniec jego współpracy z HBO, gdyż „jako producent ma pięć programów w stacji”. Nie są one jednak związane ze światem Westeros. Twórca „Gry o tron” odniósł się również do tego, co najbardziej interesuje fanów jego twórczości -zakończenia „Pieśni lodu i ognia”. „Nadal piszę. Zima nadchodzi, powiedziałem wam to już dawno temu. I tak jest” - napisał. „Wichry zimy bardzo się spóźnią, wiem. Ale to zrobię. Nie powiem, kiedy, ale to skończę, a później przyjdzie Sen o wiośnie” - podkreślił. Odpowiadając na pytania fanów, zastanawiających się, czy „Pieśń lodu i ognia” skończy się tak sam, jak serial, napisał, że „I tak, i nie”. „Pracuję w innym medium niż David i Dan. Oni mieli na ostatni sezon sześć godzin. Ja spodziewam się, że ostatnie dwie książki zajmą 3000 stron maszynopisu” - stwierdził. „A jeśli potrzebnych będzie więcej stron, rozdziałów i scen, to je dodam” – zaznaczył i przypomniał jednocześnie, że w jego powieściach występują zarówno postacie, które albo nie pojawiły się na ekranie wcale, jak i takie, które w produkcji HBO zginęły, a w książkach wciąż żyją. Wskazując przykłady wymienił między innymi Lady Stoneheart, Victariona Greyjoya i Aegona VI. Pisarz podkreślił, że ci bohaterowie sprawić mogą, że wydarzenia w powieści potoczą się zupełnie inaczej niż w serialu. Jak zagwarantował Martin, kiedy skończy „Wichry Zimy” i „Sen o Wiośnie”, czytelnicy poznają los wszystkich postaci, niezależnie od tego, czy są one mniej czy bardziej ważne. Podsumowując, Martin stwierdził, że spór o to, które zakończenie będzie bardziej kanoniczne, jest głupie. „Książka czy serial, które zakończenie będzie tym „prawdziwym”? To głupie pytanie” uważa pisarz. „Napiszę to, a wy to przeczytacie. Wtedy każdy będzie mógł podjąć decyzję i kłócić się o to w Internecie” – podkreślił George Martin. Opinie Opinie 21 maja 2019, 13:32 Wojna o żelazny tron dobiegła końca i wiemy już, kto na nim zasiadł. Prawdziwe pytanie brzmi jednak – czy finał Gry o tron jest faktycznie aż tak słaby, żeby znienawidzić z jego powodu GoT jako całość? 20 maja 2019 roku to data, która w kalendarzu popkulturowym zamyka pewną epokę. I nie jest to jakieś górnolotne hiperbolizowanie, do którego mamy w dzisiejszych czasach tendencje, zwłaszcza w internecie. Serial Gra o tron to fenomen, który zmienił oblicze fantastyki. Wprowadził ją na salony, pokazując dotąd kompletnie niezainteresowanym tym gatunkiem osobom, że nie chodzi w nim tylko o smoki, rycerzy i magię, że elementy paranormalne często stanowią jedynie tło dla kompleksowo zarysowanych krajobrazów politycznych, intryg dworskich, wiarygodnie nakreślonych i rozwijających się często w nieprzewidywalny sposób w trakcie kolejnych wydarzeń bohaterów oraz ciekawych interakcji między postaciami. Warto pamiętać o tych zasługach Gry o tron i oceniać ją przez pryzmat całości, a nie wyłącznie jej ostatnich dwóch sezonów. O tym, jak daliśmy się nabrać, że to Ned Stark jest głównym bohaterem tego serialu. Jak przez osiem lat dzieciaki Starków dorastały na naszych oczach. Jak Daenerys ze stłamszonej przez brata dziewczynki zmieniła się w prawdziwą królową. Jak w finale pierwszego sezonu z trzech ogarniętych przez ogień jaj wykluła się magia, która powróciła nie tylko do Westeros i Essos, ale także do naszych serc. TEN TEKST NIE ZAWIERA SPOILERÓW Choć wspominamy tu o emocjach, jakie wzbudził finał serialu, i o tym, jak zmieniały się tendencje w budowie scenariusza, nie dowiecie się, kto zginął, kto przeżył i czy ktoś w końcu zasiadł na Żelaznym Tronie. Jeśli jeszcze nie widzieliście finału, nie popsujemy go Wam. Pamiętacie, jak myśleliście, że to o nim jest ten serial? Albo że w ogóle będzie w tym serialu? Nieważne, jak zaczynasz, tylko jak kończyszWarto o tym pamiętać, przełykając gorzkie rozczarowanie, jakim okazał się finałowy sezon. Rozczarowanie, którego mogliśmy się tak naprawdę spodziewać. Już w siódmej serii natężenie absurdów, idiotycznie zamykanych wątków czy taniego efekciarstwa było niebotycznie wysokie. Że wspomnę tylko o całym wątku w Winterfell, którego rozwijanie wymagało skrajnego ogłupienia Littlefingera, Sansy i Aryi; o operacji pozyskiwania żywego trupa za murem, która bardziej przypominała campowe przygody Drużyny A niż Grę o tron; czy o sposobie, w jaki zamknięto wątek Żmii. Ja się na pewno spodziewałem i odpowiednio przytemperowałem swoje oczekiwania. Dzięki temu przez większość ósmego sezonu bawiłem się umiarkowanie dobrze, przyjmując ze stoicyzmem kolejne głupoty i nie do końca rozumiejąc, czemu wiadra pomyj wylały się w sieci dopiero teraz, a nie dwa lata wcześniej, gdy poziom wcale nie był lepszy. W końcu jednak, przy piątym odcinku, i moje granice tolerancji zostały przekroczone. Całe przygotowanie mentalne szlag trafił, gdy przy kolejnym poprowadzonym skrajnie idiotycznie wątku wysiadłem, musząc aż przerwać seans w połowie i rozchodzić żenadę. Oraz napisać prawie trzy tysiące słów narzekań na bzdury, jakimi raczyli nas scenarzyści. Ósmy sezon na tym etapie był porażką spektakularną i nie widziałem sposobu, żeby ostatni odcinek mógł jeszcze uratować tego uparcie lecącego w dół, pozbawionego skrzydeł smoka przed marnym końcem. I faktycznie finałowy odcinek finałowego sezonu nie zapobiegł katastrofie. Niestety, twórcy rozegrali otrzymane karty w najgorszy możliwy sposób i serial, który przez pierwsze sezony zachwycał łamaniem zasad oraz brutalnością, z jaką traktował swoich bohaterów, ostatecznie zaoferował wyjęte z najtańszych czytadeł, cukierkowo szczęśliwe zakończenie. Szkoda... Gdyby połowę uwagi, jaką przeznaczono na dopieszczanie smoków, poświęcono scenariuszowi, być może nie moglibyśmy do dziś przestać piać z zachwytu. Zło zostało pokonane, wojny i konflikty zażegnane. Złoczyńcy zginęli, bohaterowie za swą szlachetność otrzymali nagrodę – jeśli nie taką, jakiej jawnie pragnęli w danej chwili, to taką, która – znając ich charakter – zapewni im najszczęśliwsze kolejne lata życia. W odcinku pojawiła się tylko jedna scena, która miała potencjał rozedrzeć serca fanów śledzących od ośmiu lat wędrówkę Smoczej Królowej. Jednak z powodu skrajnie nieudolnego prowadzenia postaci w tym sezonie oraz sztampowej egzekucji również i ona nie zdołała zrobić odpowiedniego wrażenia i jej ładunek emocjonalny całkowicie się rozmył. Ładne? Ładne. Miało sens? Ni cholery. I tak z całym sezonem. W efekcie, po ośmiu latach najpierw zachwycania się, a potem irytowania i denerwowania, ostatecznie otrzymaliśmy finał, który roztrwonił całe nasze zaangażowanie. Oglądając lubiane postacie (bo te nielubiane zostały przecież co do jednej pozabijane, aby przypadkiem nie stanęły na drodze do nowego raju), z którymi zżyłem się, przez osiem lat śledząc ich porażki i zwycięstwa, chwile szczęścia i trwogi, będąc w pełni świadom, że to nasze ostatnie spotkanie – nie czułem kompletnie nic. To jest mój najważniejszy zarzut wobec ósmego sezonu Gry o tron. Nie głupoty, skróty fabularne, traktowanie widza jak śliniącego się na widok smoków i niemyślącego idioty. To, że zdołał zniszczyć całą emocjonalną więź, jaką odczuwałem z Westeros oraz jego wybranymi mieszkańcami przez prawie dekadę życia. ZGNIŁE POMIDORY W serwisie Gra o tron jako całość ma średnią ocenę 90%. Przy kolejnych sezonach widnieją naprawdę wysokie liczby, od 91% dla pierwszego do 97% dla czwartego. Sezony od piątego do siódmego wciąż zgarniały fenomenalne noty, po kolei 93%, 94% i znowu 93%. Tąpnięcie w odbiorze nastąpiło dopiero w sezonie ósmym, kiedy ocena „zjechała” do 67%. Także wewnątrz samego ósmego sezonu oceny spadały z czasem. Pierwszy odcinek dostał 92%, a ostatni już tylko 48%. Emilia Clarke i Kit Harington Emilia Clarke nie ukrywa, że scena wywołała w niej negatywne uczucia! A w Was? Nie ma najmniejszych wątpliwości, że scena seksu Jona Snow i Daenenrys Targaryen z finału Gry o Tron 7 będzie jedną z najczęściej komentowanych z całego 7 sezonu! I choć wszyscy czuli, że znajomość Jona i Daenerys musi zostać skonsumowana, wobec ich pokrewieństwa, które wyszło niedawno na jaw, jest totalnie szokująca! Seks Daenenrys i Jona Snow z 7 odcinka Gry o Tron 7 wywołał ogromne emocje w Emilii Clarke i Kicie Haringtonie, którzy scenę tę zagrali. Emilia nie ukrywa, że scena seksu Daenerys i Jona wywołuje w niej chęć zwymiotowania! „To, kim są dla siebie w rzeczywistości, nie wiem, jak to się później… myślę, że reakcją będą wymioty!” - powiedziała. Kit Harington z kolei uważa to wydarzenie za „dziwne”. Choć przyznaje, że trudno było tego uniknąć: „Myślę, że oboje wiedzą, że to złe. Myślę, że oboje wiedzą, że to wywoła problemy. Ale tak to jest, gdy nagle czujesz to głębokie coś do kogoś i przechodzicie razem przez niektóre wydarzenia. To jak pociąg w jedną stronę.” - powiedział aktor. „To było nieuniknione od połowy sezonu, że Jon i Daenerys wylądują razem w łóżku. Tego nie można było powstrzymać” - dodał. Seks Daenerys i Jona z finału Gry o Tron 7 zdecydowanie skomplikował i tak ich już pokręcone relacje. Widzowie wiedzą bowiem już to, o czym nie mają jeszcze pojęcia sami bohaterowie – że w Jonie Snow płynie krew Targaryenów i jest on bratankiem Daenerys. Jeśli ich gorąca noc zakończy się ciążą Dany, Gra o Tron 8 zapowiada się ekscytująco. Jakie macie opinie o scenie seksu Jona i Daenerys? Autor: Gra o Tron s07e05 Autor: HBO Gra o Tron s07e03 - zapowiedź 3. odcinka Game of Thrones Gra o tron przechodzi do historii. Po ośmiu długich latach, 73 odcinkach i niezliczonej ilości zwrotów akcji od dawna zapowiadana zima w końcu nadeszła. Twórcy serii - David Benioff i Weiss - postawili w ostatnim sezonie na pozbawione wszelkiej logiki rozwiązania, aby w odcinku pt. "The Iron Throne" zafundować nam słodko-gorzki finał, którego chyba żaden z fanów nie byłby w stanie przewidzieć. Jeśli śledziliście wszystkie odcinki finałowego sezonu, to istnieje duża szansa, że po części byliście już pogodzeni z tym że finał jednej z najważniejszych produkcji w historii telewizji nie sprosta oczekiwaniom. Tym z was, którzy potrzebują jeszcze trochę ponarzekać na scenarzystów czy fakt, że bohaterom "odebrano rozum i godność" polecam tekst kolegi Radka, który stwierdził kilka dni temu, że "z serialu została wydmuszka", a pozostałym gratuluję, że dotrwali do końca. Będąc zaledwie kilkanaście minut po seansie ostatniego odcinka nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie z pełnym przekonaniem na stawiane już w memach pytanie "czy na taki finał warto było czekać osiem długich lat?", ale w 73. odsłonie serii nie zabrakło wielkich momentów i charakterystycznej ścieżki dźwiękowej, którą usłyszeliśmy dzisiaj po raz ostatni. Wybrałem dla was najważniejsze momenty trwającego ponad 75 minut odcinka, którego zwieńczeniem była nieco spokojniejsza wersja "Pieśni Lodu i Ognia". Pożegnanie z Daenerys Targaryen Jeśli była w serialu jakaś postać, za którą trzymałem kciuki od kilku ostatnich sezonów to do czasu przedostatniego odcinka serii była nią właśnie Dany i wcielająca się w rolę Matki Smoków Emilia Clarke. Po tym, jak z pomocą smoka zdecydowała się - z niejasnych powodów - spalić miasto i niewinnych mieszkańców (w tym kobiety i dzieci) było jasne, że za takie zachowanie prędzej czy później spotka ją kara. W ostatnim odcinku szybko dowiadujemy się, że klęska Cersei Lannister to dla chcącej uwolnić cały świat spod władzy "tyranów", Daenerys zdecydowanie za mało. W swoich ostatnich słowach wypowiedzianych przy Żelaznym Tronie mówi o wizji " świata idealnego" i próbuje przekonać do nich rozwścieczonego Jona. Ten doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że jeśli Dany przeżyje to "szczęśliwy koniec" dla rodu Starków będzie niemożliwy. Zabrakło mi w tej scenie "ostatniego słowa" z ust umierającej na barkach ukochanego Matki Smoków, ale dostaliśmy przynajmniej smoka, który raz na zawsze zakończył spór o Żelazny Tron. Hell yeah! Jon Snow dostał finał, o który się nie prosił Pamiętacie aktualne jeszcze kilka sezonów temu hasło "You know nothing Jon Snow"? - wtedy wszystko było dla Jona łatwiejsze. Informacja o tym, że to właśnie on jest prawowitym namiestnikiem Żelaznego Tronu, zapoczątkowała cykl wydarzeń, które doprowadziły bohatera z powrotem do Nocnej Straży. W ostatnim odcinku serii Snow nie dość, że wbił sztylet w serce ukochanej, to musiał pożegnać się z rodziną i na zawsze opuścić rodzinę i przyjaciół. Jedynym pozytywnym momentem, który sprezentowali Jonowi twórcy serii, jest spotkanie z ukochanym wilkiem albinosem. Scena, o którą prosiło wielu fanów, z pewnością zostanie doceniona, ale mimo to wydaje mi się, że Snow zasłużył przez ostatnie lata na trochę więcej niż wieczna warta w Nocnej Straży, która w zasadzie nie ma już racji bytu. Tyrion - złych decyzji ciąg dalszy Zdecydowana większość doskonale zdawała sobie sprawę, że najgorszy z koszmarów Tyriona prędzej czy później stanie się rzeczywistością. W finałowym odcinku potwierdza się to, czego zwiastun dostaliśmy już w ubiegłym tygodniu - Cersei i Jamie giną we wspólnym objęciu pod gruzami zamku, a Tyrion zostaje ostatnim żyjącym przedstawicielem rodu Lannisterów. Trwające kilkanaście sekund zbliżenie na pogrążonego w płaczu Tyriona zrobiło robotę do tego stopnia, że nawet ja sięgnąłem wtedy po chusteczki. W pierwszych sezonach Tyrion był uwielbiającym wizyty w burdelach, nieszanowanym nawet przez własnego ojca karłem, ale z każdym kolejnym odcinkiem jego rola w serialu była coraz bardziej znacząca. Niestety w ostatniej odsłonie serii, passa złych decyzji Tyriona się nie kończy, ale mimo to udaje mu się wyjść z tytułowej "Gry o tron" w jednym kawałku. Na pocieszenie dostaje też nową posadę w roli doradcy Króla Brana - całkiem niezły finał. Niemożliwe? A jednak! Bran Stark wygrywa Grę o tron Postać najmłodszego z rodu Starków była prawdopodobnie najbardziej tajemniczą w finałowym sezonie. Podczas gdy przed premierą finałowego sezonu fanom wydawało się, że nieograniczona wiedza chłopaka będzie miała znaczący wpływ na losy pozostałych bohaterów, Bran przez cały czas pozostawał z tyłu. To jeden z głównych powodów, dla którego finałowy odcinek jest tak zaskakujący. Chłopak, który większość swojego czasu spędził gadając z wronami pod majestatycznym drzewem, dostaje koronę. Argumenty, które padają z ust Tyriona w momencie wyboru nowego króla brzmią może i sensownie - "poddanych nie jednoczą flagi czy wielotysięczne armie, ale historia" - ale do jasnej cholery... to nie tak miało być! Czekam na oficjalne przeprosiny od twórców, bo tym razem przesadzili. To już jest koniec. Abstrahując od nastroju, w jakim pozostawiały mnie kolejne odcinki finałowego sezonu, niesprawiedliwe byłoby napisać, że ostatnie 115 minut jednej z największych produkcji telewizyjnych dekady są totalną porażką. W odróżnieniu od wcześniejszych pięciu odcinków, po seansie, których towarzyszyło mi głównie rozgoryczenie, tym razem skończyło się na niedosycie, a to już zmiana na lepsze. Czy można było zamknąć trwającą od ponad ośmiu lat historię lepiej? Jasne, że tak, ale najpierw twórcy musieliby raz jeszcze usiąść nad scenariuszem wszystkich poprzednich odcinków finałowego sezonu. Tak, aby całość miała większy sens i była zrozumiała dla fanów. Ostatni w historii serii odcinek dostaliśmy w momencie, w którym ponad milion osób podpisało w Internecie petycję o ponowne nakręcenie ósmego sezonu. To najlepszy dowód na to, że w tym roku zdecydowanie coś nie zagrało i może to i dobrze, że nie będzie już nic więcej. Po tak rozczarowującym sezonie, znalazłoby się wielu fanów, którzy na wiadomość o kolejnych odcinkach powiedzieliby po prostu "dość". Zobacz też: "Gra o tron" w liczbach Oczekiwanie na 2. sezon "Euforii" trwało ponad dwa lata, ale poprzedni finał nie pozostawił widzów z tak wieloma pytaniami. Teraz było zupełnie inaczej - otrzymaliśmy jeden mocny cliffhanger i serię przerwanych niemal wpół słowa jest to współcześnie nic nietypowego, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że "jedynka" została zamknięta ze znacznie większą gracją, a przecież i wówczas nie oszczędzono kilku co w finale z pewnością się udało, to zakończenie sztuki Lexi i - zgodnie z moimi przewidywaniami - pierwsze kroki na drodze do odbudowania jej przyjaźni z Rue. Wspomniana sztuka miała szansę dotrzeć do bohaterki jak nic innego i ewidentnie wpłynęła na jej postrzeganie siebie samej. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Levinson zdecydował się w błyskotliwy sposób zakpić z samego siebie - wiecie, ten absurdalny poziom artystyczny szkolnego przedstawienia wygląda jak świadomy dowcip, kpina z własnych artystycznych ambicji i skłonności do nadmiernej estetyzacji (swoją drogą - o ile 1. sezon prezentował się naprawdę nieźle o tyle 2. to prawdziwy audiowizualny haj).Chyba mało kto przewidział, że w finale dojdzie do otwartej strzelaniny, w której udział weźmie... Popielnik - choć pewne było, że Fez będzie chciał wziąć na siebie winę brata. Scena wkroczenia grupy szturmowej do mieszkania dilera dostarczyła emocji, ale ten rozwój wypadków będziemy mogli ocenić dopiero wówczas, gdy poznamy jego tym finał zostawił swoich bohaterów nieco porzuconych (Kat, wątek Laurie), fundując widzom sporo scen-zapychaczy: piosenka granego przez Dominika Fike'a Elliota - swoją drogą, napisana przez Zendayę i Labrintha - zajmuje blisko pięć serialowych minut; zdecydowanie zbyt wiele razy widzieliśmy też płaczącą Rue odczytującą mowę po śmierci jednak 2. sezon "Euforii" dostarcza wrażeń i znakomicie napisanych odcinków - oby ich stosunek do tych słabszych okazał się w przyszłości znacznie większy.

final gry o tron opinie